Dziesiątego października 2011 roku minęła dwudziesta ósma rocznica nagłej śmierci czcigodnego, wielce zasłużonego kapłana, pełniącego przez ostatnie 28 lat swego życia, funkcję proboszcza parafii rzymskokatolickiej p.w. Św. Wawrzyńca w Żółkiewce. Jest to okazja do przypomnienia szlachetnej postawy i zasług tego duszpasterza.
Ksiądz Jan Piotr Orzeł urodził się 23 marca 1912 roku w Janowie Lubelskim w wielodzietnej, bardzo religijnej oraz o głębokich tradycjach patriotycznych rodzinie mieszczańskiej. Miało to wpływ na patriotyczne i szlachetne ukształtowanie osobowości późniejszego kapłana. W Janowie, będącym historyczną ostoją katolicyzmu, równolegle z odzyskiwaniem i utrwalaniem przez Polskę niepodległości zdobył podstawowe i średnie wykształcenie, a jego osobowość została nasycona rodzinnymi, religijnymi i patriotycznymi tradycjami kilku pokoleń przodków, w tym również kapłanów. Ukończył Seminarium Duchowne w Lublinie, otrzymując dyplom magistra prawa kanonicznego. W 1937 roku został wyświęcony na kapłana. Po studiach, jako wikariusz parafii w Janowie Lubelskim pełnił również funkcję rektora kościoła w Momotach oddalonych od Janowa o 15 kilometrów. Tam na placu ofiarowanym w 1930 roku przez hrabiego Zamoyskiego, wspólnie z ubogim, ale ofiarnym i religijnym społeczeństwem wsi położonej na piaszczystych gruntach wśród lasów zbudowano w 1938 roku, okazałą kaplicę, do której po bezdrożach, na rowerze dojeżdżał na nabożeństwa młody wówczas ksiądz Orzeł.
Kościółek w Momotach, któremu początek w 1938 roku dał ksiądz Orzeł.
Równocześnie do wybuchu wojny pogłębiał swą wiedzę na KUL. Tu zastał go wybuch II wojny światowej.
Po agresji Niemiec hitlerowskich i Związku Sowieckiego na Polskę w ostatnich dniach września 1939 roku, w okolicach Janowa spotkały się obie armie agresorów. W kleszczach między nimi znalazła się kilkunastotysięczna grupa żołnierzy wojska polskiego tzw. „grupa czterech pułkowników’ dowodzona przez pułkownika Tadeusza Zieleniewskiego. Ona próbowała walczyć z obiema najeźdźczymi armiami: Wehrmachtem i Armią Czerwoną usiłując jednocześnie przedostać się na Węgry. Przeważające siły agresorów i brak amunicji nie dawały żadnych szans powodzenia, sytuacja stała się beznadziejna. Pozostał jedynie wybór, komu się poddać, Niemcom czy Sowietom? Po głębokich analizach wybrano naród słowiański - Rosjan, oczekując łaskawszych losów. Jednak bardzo się zawiedli. Sowieci nie dotrzymali obiecanych zobowiązań. Oficerów wywieziono do Katynia a żołnierzy, jeńców na sybir.
Akt kapitulacji dokonał się 01 października 1939 roku, po Mszy św. odprawionej przez Księdza Jana Piotra Orła, w kaplicy w Momotach Górnych, którą wcześniej zbudował z miejscowym społeczeństwem. Żołnierze zgromadzeni na placu przykościelnym po wysłuchaniu mszy św. a następnie rozkazu pułkownika Zieleniewskiego ze łzami w oczach składali broń i całe swe wyposażenie, stanowiące olbrzymią wartość, Armii Czerwonej. Kościół w Momotach był „niemym świadkiem” tej tragedii rozbrajania, widział jak „tu umierała Polska”[1]. Nie wszyscy chcieli się z tym pogodzić.
„Kiedy jedni zostali zmuszeni do złożenia broni, inni broń tę podnosili, by walczyć dalej”.[2] Znaczna część rozbrojonych żołnierzy nie poszła do niewoli udając się do lasu, tworząc liczne oddziały partyzanckie. Z nimi, jako ich kapelan, poszedł młody, energiczny, ksiądz Orzeł. Udzielał partyzantom posługi kapłańskiej, szczególnie rannym, wspierał ich duchowo, dodając siły i otuchy do walki ze znienawidzonym okupantem niemieckim.
Ksiądz Orzeł był jednym z głównych organizatorów ruchu oporu i oddziałów partyzanckich na tym terenie. Jako proboszcz tworzonej w bardzo trudnych, okupacyjnych warunkach parafii w Momotach miał bardzo dobry kontakt z religijną ludnością tych terenów i angażował ją do udzielania pomocy partyzantom. Swoją ofiarną pracą, z częstym narażaniem życia, zaskarbiał sobie sympatię jednych i drugich. Jego praca, z wiadomych względów, bulwersowała okupantów, którzy wielokrotnie urządzali na niego polowania i zasadzki, z których czasem prawie cudem i przy pomocy przyjaciół, udawało mu się wymknąć i ocalić życie. Według opowiadania jednego z nielicznych wtajemniczonych, w bardzo krytycznej i niebezpiecznej dla niego obławy, został on wyniesiony poza okrążenie w trumnie. Dla Niemców był on celem numer jeden. Polowanie na jego osobę nasilało się z czasem, powodując coraz większe zagrożenie jego życia.
Widząc coraz większe zagrożenie życia młodego, zdolnego kapłana, w 1943 roku biskup lubelski Marian Leon Fulman, przenosi Go na wikariusza do parafii spokojniejszych, o mniejszym zagrożeniu prześladowań ze strony okupanta i zmylenia tropu prześladowców. Następca księdza Orła, ks. Jan Klukaczyński został przez Niemców rozstrzelany. Z Momot ksiądz Orzeł kierowany jest na wikariusza, a później administratora i proboszcza do parafii w Chodlu, a wkrótce po tym do Krasnegostawu i od 1946 roku do parafii w Krupem k/Krasnegostawu oraz od sierpnia 1948 r. do parafii w Podhorcach k/Tomaszowa Lubelskiego. Tam „wytynkował kościół na zewnątrz i pomalował wewnątrz, sprowadził nowe dzwony i organy”[3]. Wszędzie, gdzie pracował pozostawił po sobie materialny ślad swej pracy duszpasterskiej i patriotycznej.
W 1955 roku w parafii rzymskokatolickiej w Żółkiewce nastąpiło rozbicie i skłócenie wiernych, w wyniku tego powstała dość liczna parafia polsko-katolicka. „Buntownicy” siłą usunęli dwóch zasłużonych dla parafii kapłanów: wieloletniego proboszcza parafii Adama Morenia oraz wikariusza z okresu okupacji ks. Wacława Kosmalę. Sytuacja z upływem czasu zaostrzała się, dochodziło do agresywnych rękoczynów i umacniania się pozycji „narodowców”. Z dnia, na dzień sytuacja stawała się bardziej konfliktowa i niebezpieczna.
W tej sytuacji „W maju 1955 roku wezwany zostałem [ z Podhorca B.K] przez Księdza Biskupa Ordynariusza Dr Piotra Kałwę do Sitańca (był tam Ksiądz Biskup na wizytacji parafii) i zakomunikował: leży mi na sercu parafia Żółkiewka, jesteś moim uczniem, jedź do Żółkiewki i uspokój, ja o tobie będę pamiętał! Nie wróciłem już do swojej parafii Podhorce, wsiadłem do samochodu i przyjechałem do Żółkiewki”.[4]
W bardzo skomplikowanej sytuacji w Żółkiewce ksiądz Orzeł pisze,
” zatrzymałem się u organisty Dominika Saleckiego, gdyż po odjeździe ks. A. Morenia, a wywiezieniu przez parafian ks. Wacława Kosmalę, mianowanego przez Biskupa administratorem parafii Żółkiewka i zatwierdzonego przez władze państwowe – ośmioma furmankami do Turobina, po aresztowaniu księdza Drabarka, byłego wikariusza – plebania została zapieczętowana przez władze państwowe”[5].
W tak trudnej i skomplikowanej sytuacji w 1955 roku ks. Jan Piotr Orzeł rozpoczął pracę jako administrator i proboszcz parafii Żólkiewka. Próbowano go zastraszać i zmusić do opuszczenia parafii. Mówiono mu - „po co ksiądz przyjechał, musi wrócić ks. Drabarek”.[6] Utrudniano księdzu odprawianie nabożeństw oraz sprawowania posługi kapłańskiej, ciągle go szantażując i namawiając, aby wyjechał z parafii. „Próby przepowiadania Słowa Bożego przez kapłana były torpedowane. W czasie, gdy kapłan rozpoczynał głoszenie Słowa Bożego, tłumy natychmiast mu przerywały okrzykami lub śpiewem”.[7]
Ksiądz Orzeł zahartowany w partyzantce, w lasach janowskich, nie uląkł się stosowanych szantaży i zagrożeń oraz nawet nie myślał o opuszczeniu parafii. Konsekwentnie zaczął zjednywać sobie sympatyków i przyjaciół. Taktem, łagodnością i ogromną cierpliwością powiększał grono nawracających się wiernych i powiększał grono przyjaciół. W tym czasie parafia nie miała prawie żadnych przychodów. Ksiądz Orzeł utworzył chór parafialny oraz zespól artystyczny. Wysoki poziom artystyczny obu zespołów pozwalał na gromadzenie środków finansowych z występów objazdowych po okolicznych parafiach i miejscowościach. Pobierał tylko symboliczne opłaty za posługi kapłańskie, szczególną opieką otaczał rodziny wielodzietne, często udzielał im pomocy również materialnej. Wielokrotnie, podczas tzw. „kolędy” pozostawiał datki pieniężne dla ubogich dzieci i chorych. Tym głównie zjednywał sobie sympatię niedawnych krytyków, a nawet wrogów.
Stara drewniana plebania i budynki gospodarcze popadały w ruinę. Ksiądz podjął na placu parafialnym produkcję cegły surowej, którą wypalano w cegielni w Woli Zółkiewskiej za 30% surówki. W czynie społecznym zgromadził materiał i pobudował nową plebanię.
Nowa plebania w Żółkiewce
Zmodernizował główny ołtarz w kościele parafialnym, wykonał posadzkę z terakoty w całym kościele, urządził stacje drogi krzyżowej oraz kapliczki na placu przykościelnym. Zyskał sobie tytuł księdza budowniczego.
Kościół parafialny p.w. Św. Wawrzyńca w Żółkiewce
Wnętrze kościoła w Żółkiewce
W trudnym okresie PRL-u, na obrzeżu Żółkiewskiej parafii, ks. Orzeł utworzył dwie nowe parafie: w 1958 roku w Sobieskiej Woli, wykorzystując na kościół dworską stodołę, a na przełomie lat 1979/80 pobudował nowy kościół w Olchowcu, tworząc tam nową parafię oraz pobudował kaplicę w Antoniówce.
Kościół w Olchowcu zbudowany przez ks. Orła.
„Dnia 10 października 1983 roku, w wieku 71 lat zmarł nagle (będąc na grzybach z miejscowym organistą Edwardem Chmielem w lesie „gańskim”) Ks. Proboszcz mgr Jan Piotr Orzeł”[8]. Wiadomość o jego śmierci wywołała wielki smutek i autentyczny żal. Parafianie żegnali Go ze łzami w oczach. Pogrzeb, któremu przewodniczył Ks. Biskup Zygmunt Kamiński w asyście 90 kapłanów, był wielką manifestacją miejscowych parafian oraz delegacji z parafii, w których ks. Orzeł pracował. Jego ciało spoczęło na cmentarzu parafialnym w Żółkiewce, a na jego grobie często składane są świeże kwiaty i zapalane znicze. Bardzo często słyszy się o nim pamięć w intencjach mszalnych oraz modlitwach wypominkowych, za zmarłych.
Pomnik ks. Orła na cmentarzu w Żółkiewce.
Postać ks. Orła i dokonane zasługi pozostały w pamięci parafian i są pozytywnym przykładem dla młodszych pokoleń.
Bohdan Kiełbasa
[1] Ulotka okolicznościowa.
[2] Leszek Moczulski
[3] Kronika parafii Podhorce
[4] Kronika parafii w Żółkiewce, pisana przez ks. Orła.
[5] Tamże
[6] Tamże
[7] Praca magisterska ks. Sławomira Jarockiego „Dzieje parafii Żółkiewka w latach 1914-88, KUL Lublin 1998 r.
[8] Kronika parafii Żółkiewka
Zmieniony ( Środa, 07 Grudzień 2011 14:12 )